Google

niedziela, 30 grudnia 2007

Kombinacje Jarosława K.

niedziela, 30 grudnia 2007 0



Prof. Karol Modzelewski - historyk, badacz wieków średnich, wieloletni więzień polityczny PRL; jak sam o sobie mówi, buntownik. W 1964 r. razem z Jackiem Kuroniem napisał list otwarty do członków partii, w którym opisał partyjny aparat jako nową klasę wyzyskiwaczy. Aresztowany, skazany na 3,5 roku więzienia. Ponownie aresztowany w roku 1968. Doradca strajkujących w sierpniu 1980 r. stoczniowców. To on wymyślił nazwę "Solidarność". Rzecznik związku. 13 grudnia 1981 r. internowany. W latach 1989-1991 senator OKP, do 1995 r. honorowy przewodniczący Unii Pracy.

W Polsce ma
my dwa społeczeństwa w jednym. Między tymi dwoma częściami nie ma komunikacji

rozmawia Robert Walenciak

- Panie profesorze, przeczytałem nasze wywiady sprzed roku, sprzed dwóch lat, sprzed trzech... Chapeau bas! Pan to wszystko przewidział.
- Mówi pa
n, że przewidziałem, iż Kaczyński tak sobie załatwi sprawę, że urządzi przedterminowe wybory, które przegra?

- Tego pan nie powiedział. Ale mówił pan, że PiS - jeśli chodzi o sferę polityki socjalnej - operuje w sferze gadania, a nie faktów. I że będzie próbowało budować państwo policyjne. W związku z tym poparcie dla niego będzie krótkotrwałe.
- Tak powiedziałem?

- Tak.
- Więc muszę to zrewidować. Wcale nie wiem, czy poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości będzie krótkotrwałe. Zwycięstwo Platformy w październikowych wyborach było rezultatem głosowania przeciw. Decydujący wkład został wniesiony przez ludzi, młodych przeważnie, którzy mieli dość rządów Jarosława Kaczyńskiego, lub też takich, którzy tych rządów się obawiali. Ale to wcale nie znaczy, że poparcie dla PiS w istotny sposób się zmniejszyło. Ta partia dostała więcej głosów niż poprzednio, bo wessała elektorat LPR i Samoobrony. I zachowuje nadal znaczny elektorat ludzi sfrustrowanych, którzy mają poczucie wykluczenia.

My i Oni

- To znaczy...
- W Polsce zjawisko wykluczenia jest bardzo rozległe i dosyć trwałe. Jest oparte nie tyle na tym, że wielkim grupom społeczeństwa pogorszyła się sytuacja materialna, bo często jest to kwestia dyskusji, czy rzeczywiście to nastąpiło, ile na pogorszeniu się sytuacji społecznej, na obniżeniu prestiżu, na zmniejszeniu mobilności społecznej. Myślę o zakorkowaniu dróg awansu społecznego dla dużej części obywateli, którzy znaleźli się poza nawiasem dobrodziejstw modernizacji i cywilizacji.


Więcej >>>

Światełko w mrokach ciemnogrodu


Małe zwycięstwo państwa Wojnarowskich

Blisko 200 tys. zł odszkodowania i ponad 2 tys. zł miesięcznej renty przyznał wczoraj Sąd Okręgowy w Łomży małżeństwu Barbarze i Sławomirowi Wojnarowskim za odmowę wykonania badań prenatalnych. Sąd uznał, że lekarze popełnili błąd, przez co drugie ich dziecko urodziło się z taką samą wadą genetyczną jak pierwszy potomek. O sprawie kłopotów rodziny nauczycieli z Łomży „TRYBUNA” napisała jako pierwsza we wrześniu 2003 r.

Dramat państwa Wojnarowskich zaczął się cztery lata wcześniej. Wtedy ginekolodzy z łomżyńskiego szpitala – Leszek P. oraz Agnieszka G. – odmówili skierowania ciężarnej pani Barbary na badania prenatalne, w tym badania genetyczne płodu. Odmówili, chociaż istniały poważne obawy, że drugie dziecko może urodzić się z podobną wadą co starszy Mateusz. Tak też się, niestety, stało. Monika cierpi podobnie jak brat na skomplikowaną chorobę – hipochondroplazję kości.

Badania prenetalne były potrzebne, aby rodzice mogli zdecydować, czy wydać na świat kolejne ciężko chore dziecko, czy skorzystać z prawa do legalnej aborcji. I to prawdopodobnie było powodem zachowania lekarzy, którzy z powodów ideologicznych nie chcieli dopuścić do ewentualnego przerwania ciąży. Podjęli więc decyzję za Wojnarowskich, ale konsekwencje tego ponoszą, niestety, rodzice. Znaleźli się w skrajnie trudnej sytuacji, także materialnej, bo prawidłowe leczenie dzieci wymaga ogromnych pieniędzy. Roczna terapia może kosztować nawet 80 tys. zł, co dla nauczycielskiej rodziny jest kwotą nieosiągalną.

Wojnarowscy złożyli prywatny pozew o zadośćuczynienie i odszkodowanie przeciwko łomżyńskiemu szpitalowi. Sprawa ciągnęła się latami, by w końcu trafić do Sądu Najwyższego. Był to skutek apelacji od pierwszego orzeczenia łomżyńskiego sądu, który przyznał jedynie 60 tys. zł zadośćuczynienia Barbarze Wojnarowskiej za naruszenie jej praw jako pacjentki. SN 13 grudnia 2005 r. orzekł, że w sytuacji, w jakiej znaleźli się rodzice z Łomży, może im przysługiwać roszczenie o tzw. złe urodzenie. Uznał, że szkodą rodziców była konieczność ponoszenia dodatkowych kosztów na utrzymanie i wychowanie niepełnopsprawnego dziecka.
Więcej>>>

Wiklinowy koszyk co przyćmi nawet Pałac Kultury


Stadion Narodowy będzie wizytówką Warszawy - o wysuwanej murawie, pisuarach i parasolowym dachu opowiada Mariusz Rutz, wiceprezes firmy JSK Architekci, która zaprojektuje obiekt.Czuje się pan Niemcem? Podobno to Niemcy zbudują polski stadion narodowy?
- To nie do końca tak. Budowaliśmy już w krajach arabskich, pracujemy w Szwajcarii, dość długo działaliśmy w Stanach Zjednoczonych. W globalnej wiosce działają globalne przedsiębiorstwa, w których pracują ludzie z różnych krajów. Dlatego przywiązywanie wagi do narodowości ma drugorzędne znaczenie. Bardziej istotne jest zebranie grupy osób, która potrafi sprawnie się zorganizować, zdobędzie know-how i jest w stanie realizować projekty w wielu krajach. To naturalne, że zespoły projektowe muszą być wielonarodowe. Nie sposób realizować projektów w Chorwacji bez Chorwatów, nie można też realizować stadionu w Polsce bez Polaków. Firmy wyspecjalizowane muszą być globalne.
więcej >>>

sobota, 29 grudnia 2007

Streżyńska: obiecują Internet 6 Mb, a dają 150 kb

sobota, 29 grudnia 2007 0

Obiecują ci sześciomegowy internet, a dają 150-kilowy? Raz na zawsze skończymy z takimi praktykami - zapowiada Anna Streżyńska, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej.
Anna Streżyńska: To jeszcze nie jest pewne. Decyzję podejmę w połowie roku, po całej serii analiz. Instynkt podpowiada mi, że podział TP SA byłby dobrym rozwiązaniem. Im dłużej się przyglądam ich działaniom, tym mniej mam wątpliwości. Wystarczy spojrzeć na utrudnienia i dyskryminację stosowaną wobec operatorów alternatywnych. Coraz trudniej dostać się im do kanalizacji kablowej, nikomu poza Netią jeszcze nie udało się podłączyć do tzw. pętli lokalnej, choć taka możliwość teoretycznie istnieje od kilku miesięcy [daje to operatorom alternatywnym możliwość zaoferowania klientowi dowolnej usługi telekomunikacyjnej, np. internetu o szybkości nawet 24 Mb/s]. Dwóch operatorów poskarżyło się, że mają umowy, a nie udało się im się jeszcze podłączyć klientów z winy TP.
Więcej >>>

środa, 26 grudnia 2007

Kościół doi państwo

środa, 26 grudnia 2007 0



Wszyscy zapłacimy za Centrum Opatrzności Bożej

Kościołowi po trzech latach starań uda się dobrać do państwowej kasy i dofinansować publicznymi pieniędzmi budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Sejm przegłosował wczoraj udzielenie biskupom 30 mln zł dotacji.

Odrzucił za to poprawkę Lewicy i Demokratów, czyli propozycję, żeby wydać te pieniądze na wypoczynek letni dzieci z terenów wiejskich. Tym razem dotacji nie uda się zablokować - kościelni i rządowi prawnicy zadbali o to, by tego fragmentu ustawy budżetowej nie można było zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego.

Od trzech lat Sejm w każdym kolejnym budżecie gwarantował na Świątynię Opatrzności Bożej - ulubioną inwestycję budowlaną prymasa Józefa Glempa - 40 mln zł. Wypłaty tych pieniędzy jednak nie dało się uruchomić, ponieważ brakowało przepisów, na podstawie których można by to zrobić. Zgodnie bowiem z konstytucją, konkordatem oraz ustawą o stosunku państwa do Kościoła katolickiego, budowy obiektów sakralnych nie wolno finansować z pieniędzy publicznych.

Teraz jednak Kościołowi oraz sprzyjającym mu politykom prawicy udało się obejść prawo, a ŚOB dostanie 30 mln zł. W jaki sposób? Zmieniono oficjalne przeznaczenie dotacji. Pieniądze pójdą formalnie nie na świątynię tylko na "dofinansowanie przedsięwzięć w sferze kultury i dziedzictwa narodowego, w tym na budowę muzeum prezentującego wkład Kościoła katolickiego w dzieje Polski w kompleksie Świątynnym Opatrzności Bożej''.

Wcześniej bowiem nadzorujący budowę metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz wymyślił, że na polach wilanowskich powstanie już nie Świątynia Opatrzności Bożej, ale Centrum Opatrzności Bożej, instytucja nie religijna, ale... kulturalno-naukowa. A na to państwo ma prawo dać pieniądze.

- Sytuacja dojrzała do tego, by w Warszawie powstało narodowe centrum jednoczące wszystkich Polaków. Rozwój Kościoła i narodu stanowi w Polsce jedność - ogłosił pod koniec listopada br. Nycz. W środę arcybiskup ogłosił zaś, że budowa ŚOB ruszy wkrótce. Cały kompleks ma mieć aż 20 tys. mkw. powierzchni.
Więcej: >>>Trybuna



piątek, 21 grudnia 2007

Abecadło Szengenlandii

piątek, 21 grudnia 2007 0

Co nam wolno, a czego nie, kiedy w minutę po północy nocą z 20 na 21 grudnia zniknie kontrola na granicy Polski z Niemcami, Czechami, ze Słowacją i z Litwą
Polska likwiduje zachodnią granicę
Będziemy mogli swobodnie przekroczyć granicę w dowolnym miejscu, nie tylko przez wyznaczone przejście. Znikną kontrole graniczne, ale UWAGA - brak kontroli na przejściu nie oznacza braku kontroli w ogóle!
Granice nie przestają istnieć. Człowiek szybko się przyzwyczaja do dobrego i w krajach starej Unii stałym problemem są grzywny płacone przez podróżników, którzy nieświadomie złamali jakieś postanowienia kodeksu granicznego Schengen.
Żeby tego uniknąć, przeczytajcie nasze abecadło.
Artykuł 20
"Granice wewnętrzne mogą być przekraczane w każdym miejscu bez dokonywania odprawy granicznej osób niezależnie od ich obywatelstwa" - tak brzmi artykuł 20 tak zwanego kodeksu granicznego Schengen. Uczestnikami układu z Schengen jesteśmy od 1 maja 2004 r., ale dopiero teraz zacznie u nas obowiązywać ten artykuł.
Patrz: Granica wewnętrzna
Cło
Gdy przekraczamy granicę, kontrolują nas zwykle dwie służby. Straż graniczna sprawdza, czy mamy w ogóle prawo wjechać na teren danego państwa (lub go opuścić). Służba celna ma sprawdzić, czy nie przywozimy na przykład zbyt dużych ilości alkoholu. Na polskich przejściach granicznych zmiana, która nastąpi 21 grudnia, będzie dotyczyła przede wszystkim kontroli straży granicznej.
Co do kontroli celnej, to już od chwili naszego wejścia do UE na polskich granicach z Niemcami, Czechami, ze Słowacją i z Litwą kontrola celna prowadzona jest tylko wyrywkowo.
Jednak możemy się jej nadal spodziewać np. tam, gdzie po dwóch stronach granicy obowiązują różne przepisy i np. obrót pewnym towarem jest legalny po jednej stronie, a po drugiej nie wolno go nawet posiadać (patrz Pułapki ).
Ponadto granice Schengenlandii nie są tożsame z granicami Unii Europejskiej, więc kontrola celna na granicy szwedzko-norweskiej przebiega po staremu. Dla Polaka lecącego np. do Islandii zaskakujące może być to, że nie będzie musiał pokazywać paszportu, ale musi pokazać bagaże.
Drogi przemytników
Traktat z Schengen zaowocował pojawieniem się nowego rodzaju turystyki - legalne podróżowanie przemytniczymi szlakami. Nie musimy już przekraczać granicy przez zaznaczone na mapach przejścia, możemy szukać dróg dzikich, zapomnianych, którymi jeszcze kilka lat temu wędrowali tylko przestępcy i tropiący ich policjanci. W Alpach i Pirenejach biura podróży organizują całe wyprawy "szlakami przemytników" (np. na stronie http://www.landtreks.com/ znajdziemy pakiet "Pyrenean Explorer" oferujący tygodniową wycieczkę samochodową szlakami, które jeszcze nie tak dawno temu były nielegalne!). Podobne oferty wkrótce zapewne pojawią się także w Polsce - malownicze pogranicze polsko-litewskie, polsko-czeskie czy polsko-słowackie aż się o to prosi.
Granica wewnętrzna
Tak nazywane są w traktacie z Schengen granice pomiędzy krajami członkami (co nie oznacza członków UE - patrz Unia Europejska ). Nikt nas nie poprosi o okazanie dokumentów na samej granicy, ale wyjeżdżając, musimy mieć przy sobie paszport lub dowód (PRAWO JAZDY NIE WYSTARCZA!). W krajach starej Unii regularnie prowadzone są wyrywkowe kontrole, np. samochodów z zagranicznymi numerami rejestracyjnymi na przygranicznych drogach.
Granice wewnętrzne nie przestają istnieć - zmieniają się tylko zasady ich przekraczania.
Za brak odpowiednich dokumentów grożą wysokie grzywny i przymusowe wydalenie. Nie rujnujmy sobie wypoczynku, wyjeżdżając np. na ferie bez dziecięcych paszportów.
Co więcej, kontrole można przywrócić, jeśli pojawi się zagrożenie "porządku publicznego lub bezpieczeństwa wewnętrznego". Nie należy się więc dziwić, że opustoszałe budynki straży granicznej na przejściach pozostaną na swoim miejscu. W starej Unii też ich nie wyburzyli, bo czasem się przydają - np. w 2004 r. kontrole graniczne przywrócono w Portugalii na czas mistrzostw Europy w piłce nożnej. Najprawdopodobniej tak będzie i u nas podczas Euro 2012.
Granica zewnętrzna
To granice oddzielające Schengenlandię od reszty świata. W przypadku Polski to granice z Ukrainą, Białorusią i Rosją (obwodem kaliningradzkim). Traktat sprawia, że kontrola na nich musi być bardziej rygorystyczna. Jednak, co miało być zaostrzone, to już zaostrzyli trzy lata temu, inaczej w ogóle nie mielibyśmy teraz znoszenia kontroli na granicach wewnętrznych.
Problemem może być wyższa cena wiz - Polska będzie teraz proponować turystom tzw. wizy Schengen uprawniające do swobodnej podróży po całej Europie, które niestety będą droższe. Np. dla obywateli Białorusi oznacza to wzrost ceny z 5 euro do 60 euro.
Z Ukrainą sprawa jest bardziej skomplikowana - Ukraina i Unia podpisały rok temu umowę o ułatwieniach w wydawaniu wiz, której jednak jeszcze nie ratyfikowano. Ostatecznych cen nie podał też jeszcze polski MSZ. Wiadomo więc na razie tyle, że żadnych ułatwień w najbliższym czasie nie będzie dla obywateli Białorusi, obywatele Rosji i Ukrainy mogą się spodziewać pewnych ułatwień, ale nowy minister spraw zagranicznych jeszcze nie zdążył podjąć decyzji.
Lotniska
Trzeba pamiętać, że kontrola graniczna zniknie na przejściach drogowych i morskich, ale na lotniskach mamy na to dłuższy termin - do 29 marca przyszłego roku. Trwająca od niepamiętnych czasów rozbudowa lotniska Okęcie musi się zakończyć w tym terminie - stary terminal nie nadaje się do "pełnego Schengen". Jeśli do końca marca terminal nie zostanie oddany do użytku, będziemy mieli skandal międzynarodowy, bo Polska nie spełni postanowień traktatu.
Prawo jazdy
Powtarzania tego nigdy za mało - PRAWO JAZDY NIE JEST DOKUMENTEM PODRÓŻY. Nie mówi nic o naszym obywatelstwie czy narodowości. Gdyby Osama ben Laden przyjechał do Polski, mógłby tu zrobić kurs prawa jazdy i dostać taki dokument, pod warunkiem że nie zawaliłby testu z parkowania równoległego - bo zadaniem powiatowych urzędników z wydziału komunikacji nie jest ściganie międzynarodowych przestępców. A to należy do obowiązków straży granicznej, więc nie ma co się dziwić pogranicznikom, że prawo jazdy im nie wystarcza.
Pułapki
Po dwóch stronach granicy wewnętrznej mogą panować całkiem odmienne przepisy prawne. Choćby sprawa handlu marihuaną - legalnego po holenderskiej stronie granicy, nielegalnego po niemieckiej. Inne są też limity alkoholu we krwi dla kierowców - Niemiec, który wsiądzie do samochodu po wypiciu jednego piwa, może legalnie jechać po niemieckich drogach (limit 0,5 promila), ale już w Polsce może popełniać wykroczenie (limit 0,2 promila), w Czechach zaś popełni je z pewnością (limit 0,0 promila).
W krajach starej Unii codziennością są wyrywkowe policyjne kontrole w strefach przygranicznych. Na przykład niemieccy policjanci lubią "polować" na austriackich kierowców na autostradzie numer 8, bo to jedyne autostradowe połączenie między wschodem a zachodem Austrii. Austriaccy kierowcy przyzwyczaili się do tranzytowego skrótu i zapominają o obowiązku zabrania paszportu lub dowodu tożsamości.
Podobnych policyjnych pułapek możemy się spodziewać w pobliżu naszych granic wewnętrznych.
System Informacyjny Schengen (SIS)
To ogromna baza danych zawierająca informacje nie tylko o obywatelach UE, ale też np. o skradzionych samochodach, listach gończych, a nawet fałszywych banknotach. Zaczęto ją wdrażać w 1985 r. - kiedy szczytem nowoczesności była pierwsza wersja Microsoft Windows 1.0! - a oddano do użytku na początku lat 90.
Warto wiedzieć, że w SIS odnotowane są akty przemocy dokonywane przez konkretnego podróżnika. Czasem słyszymy np. historie o naszych rodakach, którzy opóźnili start jakiegoś samolotu, bo szamotali się po pijanemu z obsługą. Wpis o tym incydencie w bazie SIS będzie towarzyszyć awanturnikowi do kresu jego dni.
Szlabany na drogach
Artykuł 22 kodeksu Schengen zobowiązuje państwa członkowskie do usunięcia "wszelkich przeszkód dla płynności ruchu przez drogowe przejścia graniczne". Wszędzie tam, gdzie jakąś drogę przeciął szlaban graniczny lub pas zaoranej ziemi - trzeba będzie odtworzyć pierwotny stan. Na pograniczu polsko-litewskim oznacza to np. odbudowanie dróg nieodnawianych od czasów II Rzeczypospolitej.
Unia Europejska
Pamiętajmy, że nie całe terytorium UE należy do Schengenlandii - wyjątkiem są Irlandia i Wielka Brytania. A też częścią Schengenlandii są państwa spoza Unii, jak Norwegia i Islandia.
Patrz informacje o krajach w tekście Okolice Szengenlandii.
Okolice Szengenlandii
Bułgaria i Rumunia
Najnowsi członkowie Unii przystąpili do traktatu Schengen na początku tego roku. Na otwarcie granic wewnętrznych będą musieli poczekać - prawdopodobnie do 2011 r.
Cypr
Wyspiarskie państwo od 2004 r. jest członkiem Schengen, ale kontrolę graniczną w portach i na lotniskach zniesie dopiero za dwa lata. Problemem jest trwający podział wyspy - jej północną część w 1974 r. zajęły wojska tureckie, by proklamować republikę Północnego Cypru, której nie uznaje nikt poza Turcją (nie może więc należeć do Schengen). Reszta wyspy pozostaje otwarta dla Polaków (którzy są jedną z największych grup etnicznych na wyspie po Grekach i Turkach).
Irlandia
Od 1952 r. Irlandia stanowi część tzw. Common Travel Area razem z Wielką Brytanią i wyspami Jersey, Guernsey i Man. W praktyce oznacza to, że do Schengen może wejść albo razem z Wielką Brytanią, albo najpierw musiałaby wystąpić z Common Travel Area. Jedno i drugie jest nieprawdopodobne w dającej się przewidzieć przyszłości. Ironiczny wymiar ma to, że Common Travel Area posłużył w 1985 r. za wzór dyplomatom szkicującym system Schengen.
Islandia
Podobnie jak Norwegia (zob.) Islandia jest w Schengen, ale nie jest w Unii. Na lotnisku turyście przylatującemu z Polski nikt nie będzie sprawdzał paszportu, ale celnik może chcieć skontrolować bagaże.
Mikropaństwa
Księstwo Andory nie jest członkiem UE ani traktatu Schengen i zachowuje normalną kontrolę graniczną, ale w czasie szczytu turystycznego jest ona wyrywkowa. Kontroli należy się spodziewać, zwłaszcza gdy opuszczamy księstwo. Ma ono bowiem status raju podatkowego, więc celnicy hiszpańscy lub francuscy będą nam zapewne chcieli policzyć alkohol czy papierosy, które wwozimy na teren Unii.
Księstwo Liechtenstein też nie jest członkiem UE, natomiast od I wojny ma układ o otwartej granicy ze Szwajcarią. W 2006 r. księstwo zadeklarowało chęć wejścia do Schengen, ale w praktyce może to zrobić tylko jednocześnie ze swoim sąsiadem (patrz Szwajcaria ). Tu też należy się spodziewać kontroli na granicy z Austrią, w praktyce zwykle mniej skrupulatnej niż w przypadku Andory (rajami podatkowymi Szwajcaria i Liechtenstein niestety nie są).
Republika San Marino nie jest członkiem Schengen, ale jeszcze od czasów Garibaldiego ma otwartą granicę z Włochami (należy się jednak spodziewać wyrywkowych kontroli zwłaszcza ze strony włoskich celników).
Księstwo Monako w 1861 r. powierzyło całą swoją politykę zagraniczną Francji - przystąpiło więc do układu Schengen razem z Francją.
Watykan od traktatu laterańskiego z 1929 r. ma otwartą granicę z Włochami. Nie jest jednak częścią układu z Schengen.
Wśród innych wyjątków należy wymienić klasztor na greckiej górze Atos (który wyłączono z Schengenlandii, by zachować tradycyjny zakaz wstępu dla kobiet), górski kurort Livigno we Włoszech (który zachował status raju wolnocłowego - a więc zachował kontrolę graniczną z resztą Włoch) i niemieckie miasto Büsingen (leżące całkowicie na terenie Szwajcarii).
Norwegia
W 1954 r. powstała tzw. nordycka unia paszportowa, w praktyce otwierająca granice między Norwegią, Danią, Finlandią, Szwecją i Islandią. Dwa kraje nordyckie - Norwegia i Islandia - z różnych powodów nie chciały przystąpić do UE. Powstał problem, który przysporzył o ból głowy wielu dyplomatów europejskich w latach 90. - albo unia nordycka ulegnie rozwiązaniu, albo dojdzie do paradoksalnej sytuacji, w której dwa kraje niebędące w Unii będą jednak w Schengen. Wybrano to drugie rozwiązanie - dlatego na granicy norwesko-szwedzkiej nie trzeba pokazywać paszportu pogranicznikowi, ale być może trzeba będzie pokazać bagaże celnikowi, bo przekraczamy granicę Unii.
Swajcaria
Szwajcaria ma długą tradycję unikania organizacji międzynarodowych - do 2002 r. nie była nawet pełnoprawnym członkiem ONZ! Na dłuższą metę jednak kraj, w którego gospodarce tak istotną rolę odgrywa turystyka, nie mógł pozostawać poza Schengen. Szwajcarzy zgodzili się na wejście do układu w referendum z 2005 r. Prawdopodobnie zniesienie kontroli granicznej nastąpi w listopadzie 2008 r., już teraz jednak jest ona symboliczna, większość aut na unijnych lub szwajcarskich numerach przejeżdża bez żadnej kontroli.
Wielka Brytania
Prędzej Szwajcaria odrzuci doktrynę neutralności niż Wielka Brytania pożegna się z doktryną "splendid isolation" nakazującą pielęgnować korzyści, jakie daje brak lądowych granic z resztą państw Europy.
Wielka Brytania nigdy nie była zainteresowana wejściem do Schengenlandii, mimo że utrudnia to współpracę Scotland Yardu z SIS (a do takiej bazy danych każda policja świata chciałaby mieć dostęp). Dodatkowym problemem jest sytuacja w Irlandii Północnej - Brytyjczycy chcą za wszelką cenę zachować kontrolę graniczną na jej przejściach z Irlandią. W rezultacie Wielka Brytania i Irlandia pozostają jedynymi państwami Unii, które nie są członkami Schengen.

Czekamy na listy: Moje przejścia graniczne
Z listów do gazetawyborcza.pl : Pod koniec lat 80. przejechałem z rodziną pół Europy. Do dziś pamiętam smak arbuzów z przydrożnych pól przed grecką granicą (staliśmy w kolejce trzy dni, aż się arbuzy przejadły). Pamiętam upokorzenie na granicy z Austrią, to „Was ist das?”, gdy celnik rozrzucał ubrania z walizek i wydłubywał paczki papierosów na sprzedaż. Pamiętam ten dreszcz emocji, gdy w drodze powrotnej - do Polski - przemycałem zarobione przez całą rodzinę 200 amerykańskich dolarów zaszyte w majtkach (rodzice sądzili, że dziecku majtek nie skontrolują; mieli rację).
To nie do pomyślenia, że zachodnioeuropejskie granice - tak przez Polaków upragnione i znienawidzone zarazem - po prostu znikają.
Opowiedzcie nam o swoich przejściach granicznych.
E-mail: listydogazety@gazeta.pl
Źródło:
Gazeta Wyborcza

wtorek, 11 grudnia 2007

Nauka pozwoli grzeszyć do woli

wtorek, 11 grudnia 2007 0

Autor: Olga Woźniak
Masz ochotę napić się piwa, zjeść czekoladę, spać do południa? Nienawidzisz gimnastyki, za to kochasz pizzę? Pomogę ci
UWAGA! TEN ARTYKUŁ PRZEKAZUJE TREŚCI WYSOCE NIEPEDAGOGICZNE! DO CZYTANIA PO GODZ. 22


Siedzący obok facet otwierał drugą butelkę wina, a jego narzeczona od dziesięciu minut nerwowo ciągnęła go za rękaw: - Kochanie, może wystarczy? – przekonywała rozpaczliwym szeptem. – To ci na pewno zaszkodzi.– Chcesz, żebym umarł na zawał? – rzucił w jej kierunku o kilkanaście decybeli za głośno. – Wino jest dobre na serce! – podzielił się z kelnerem swoją wiedzą. – W gazecie pisali.
W ten oto sposób, siedząc w kawiarnianym ogródku w jednym z wakacyjnych kurortów, odkryłam prawdę, której bez skutku poszukuje wielu dziennikarzy: jak pisać, by twoje słowa zapadły w ludzką pamięć. Używajmy życia! W końcu są wakacje. A wyrzuty sumienia? Nauka rozgrzesza ze wszystkich słabości.
In vino veritas Dobrodziejstwa płynące z picia czerwonego wina to sztandarowy przykład na tłumaczenie naszych słabości. Z lubością zaczytujemy się w doniesieniach, jak to picie tego alkoholu cudownie działa na nasz układ krążenia (ze wstrętem zresztą odrzucając wszystkie ostrzeżenia dotyczące wątroby).
Niższą zachorowalność na chorobę wieńcową wśród Francuzów, którzy – jak wiadomo – spożywają duże ilości czerwonego wina, nazwano wręcz „francuskim paradoksem”. Dziś wiadomo, że ów paradoks wynika z substancji zawartej w skórkach winogron.
Ogranicza ona czynność płytek krwi i hamuje w naszym organizmie produkcję substancji zwanej endoteliną, która powoduje skurcz naczyń krwionośnych. Rzeczywiście, naukowcy twierdzą, że spożywanie ok. 250 mililitrów czerwonego wina dziennie może uchronić przed chorobą wieńcową.
Co zaś z tymi, którzy dowiedzieli się o tym za późno? Według badań naukowców z Uniwersytetu Josepha Fouriera w Grenoble nigdy nie jest za późno. Przez cztery lata badali oni 353 pacjentów po zawale serca. – W przypadku mężczyzn powyżej 40. roku życia, którzy pili dwa kieliszki czerwonego wina dziennie, ryzyko ponownego zawału było mniejsze o połowę w porównaniu z pacjentami niepijącymi – podsumował obserwacje prowadzący badania Michel de Lorgeril.
Czerwone wino w laboratoriach badaczy wykazało wiele innych cudownych właściwości. Jak donoszą specjaliści z Northeastern Ohio Universities Colleges of Medicine, resveratrol – związek występujący w czerwonym winie (w tym wypadku do użytku zewnętrznego) – może hamować rozwój wirusa opryszczki. Według innych badań (American College of Gastroenterology) u osób, które wypijają szklankę wina w ciągu tygodnia, obniża się ryzyko wystąpienia polipów jelita grubego, które mogą się przekształcić w złośliwe nowotwory.
I co? Od razu lepiej. Butelka Cabernet Sauvignon nie jawi się już jako dowód hedonizmu. To... po prostu lekarstwo.
więcej>>>

Była betanka ujawniła szokującą prawdę


Była betanka ujawniła dziennikarce Superwizjera TVN okoliczności buntu i szczegóły życia zamkniętego przed światem i kościołem klasztoru. Opowiada o biciu i molestowaniu przez towarzyszącego zakonnicom księdza.
- Siostra Jadwiga powiedziała, że skoro mieliśmy coś jeszcze zrobić, to ona wychodzi, a my mamy 20 minut, żeby to zrobić. Wyszła z pokoju, siedliśmy na jej łóżku. Zdjął mi majtki i sobie też zdjął i położył się na mnie. Leżał tak przez parę minut. Ubrał się, wstał i wyszedł. To było dla mnie tak dramatyczne, nie mogłam tego przeżyć, nie mogłam sobie znaleźć miejsca cały czas płakałam. Już nie wróciłam do normalności - powiedziała była betanka.Bicie, szarpanie, kopanie to tylko niektóre praktyki stosowane przez Jadwigę Ligocką wobec zakonnic. Była przełożona zgromadzenia nazywała to wypędzaniem złego ducha. Jakakolwiek próba nieposłuszeństwa kończyła się zawsze tak samo: wezwaniem do specjalnego pokoju i bicia - często przez wyznaczone do tego wcześniej inne zakonnice. Te seanse przemocy nazywano modlitwą - przekazywaniem światła.
- Najczęściej w trakcie takiej modlitwy Jadwiga nie wytrzymywała - wstawała, biegła do tej osoby i zaczynała okładać ja pięściami - opowiada dziennikarce Superwizjera zakonnica, która opuściła klasztor. - Na początku tylko ona biła. Potem także nam kazała się włączać. Mówiła, że nie umiemy walczyć o te siostry, nie kochamy ich, że pozwalamy diabłu je kraść. Czy ja pobiłam kogoś? Uderzyłam w twarz, ale tak z pięściami nie rzuciłam się. Nie umiałam tak bić. Siostra Jadwiga jakby wpadała w szał. Potrafiłaby nawet zabić, gdyby Jezus jej kazał - mówiła była betanka.Według byłej betanki pobitym można było być w każdej chwili: Wystarczyło, że jakaś osoba wiarygodna albo siostra Jadwiga czy ksiądz Roman powiedzieli – zauważyłem, że ta dziwnie się zachowuje, albo - jak ta na mnie spojrzała, diabelski wzrok, diabeł siedzi - i koniec. Jeśli taka siostra została wezwana do pokoju - była pobita. Dziewczyny panicznie bały się takich wezwań doskonale wiedziały, co je tam czeka. Miały siniaki, podbite oczy, podrapania. Żadna z nas nigdy nie pytała, co się stało. Wszystkie wiedziałyśmy, słychać było z pokoju krzyki, płacze. Żadna nie pytała, bo bałyśmy się. To był taki czas, że bałyśmy się wszystkiego. A poza tym, my naprawdę wierzyłyśmy, że to dla ich dobra, że taka jest metoda wypędzania złego ducha.- Przywódcą wszystkiego miał być o. Roman, a pomagać miała mu siostra Jadwiga. Mieliśmy szykować się na wiosnę Kościoła, ale zanim ona miała nadejść czekała nas walka z szatanem – powiedziała były betanka. Jak zaznaczyła, kilkakrotnie została pobita przez siostrę Jadwigę i inne siostry.- Wszystkie się bałyśmy, siostrzana atmosfera się skończyła, rozmawialiśmy tylko z zaufanymi siostrami - mówiła była zakonnica. Jak dodała, niektóre siostry były zamykane, nawet na miesiąc, by nie roznosić "złego ducha". Była betanka powiedział, że były także osobne pokoje do wypędzania złego ducha.Bicie i przemoc nie zamyka katalogu przerażających praktyk, które miały miejsce w kazimierskim klasztorze w czasie buntu. Była zakonnica, do której dotarła dziennikarka Superwizjera opowiada także o molestowaniu seksualnym i bardzo dziwnych relacjach między siostra Jadwigą a księdzem Komaryczką. Obydwoje roztaczali przed siostrami wizje nowego kościoła i nowych porządków. Wypędzanie złych duchów wynikało z tego, że od pewnego momentu w klasztorze zapanowała atmosfera nadejścia "wiosny Kościoła". Dziewczyny przestały być zakonnicami, a stały się wspólnotą zgromadzoną wokół siostry Ligockiej, uosabiającej Maryję i księdza Komaryczki, który miał być wcieleniem Jezusa. Wizja nowego Kościoła zaczęła dominować wśród zbuntowanych zakonnic. Zdaniem teologów zaczęła się apokaliptyczna wojna o dusze. Każdy, kto był przeciwko, miał w sobie Szatana. Należało z nim walczyć w obronie jedności grupy i dlatego każdy przejaw nieposłuszeństwa był natychmiast tępiony.Rozłam między zakonnicami ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej zaczął się dwa lata temu. Na skutek protestów części sióstr w sprawie łamania regulaminu zakonu i wprowadzaniu nowych zasad przez przełożoną zakonu Jadwigę Ligocką w Kazimierzu, Kongregacja Watykańska odwołała ją z funkcji przełożonej i powołała na to miejsce nową zakonnicę. Siostra Ligocka nie zgodziła się z tą decyzją i wezwała zakonnice do obrony zakonu. Wraz z kilkudziesięcioma siostrami i księdzem Komaryczką zabarykadowała się w kazimierskiej siedzibie. Mimo apeli hierarchów kościelnych nie chciała opuścić Kazimierza. Decyzją sądu została eksmitowana wraz ze zbuntowanymi siostrami i księdzem Komaryczką.


Link do tego tekstu

poniedziałek, 10 grudnia 2007

Piekło na ziemi

poniedziałek, 10 grudnia 2007 0

Masowe gwałty są tam zjawiskiem powszechnym

Towarzyszą im barbarzyńskie tortury, np. bicie ofiar pałkami czy kaleczenie nożami. Wiele młodych kobiet zostało zmuszonych do seksualnego niewolnictwa. Gdzie? W Demokratycznej Republice Konga.

– Owszem – mówi pułkownik Edmond Ngarambe, wiercąc się niespokojnie na drewnianej ławce. – Gwałty się zdarzają. Ale dotyczy to nie tylko nas. To samo robią Mai Mai, nieopłacani żołnierze rządu i Rasta. A niektórzy ludzie nasyłani przez naszych wrogów robią to, żeby wywołać gniew przeciw nam.
Fot. AFPSłowa pułkownika odsłaniają brutalną rzeczywistość stosowania gwałtu jako narzędzia wojny toczącej się we wschodnim Kongu. W miarę jak nasilają się konflikty w tym regionie, kobiety coraz liczniej trafiają do szpitali. Często nie mają pojęcia, czy napastnicy pochodzili z milicji Mai Mai, zbuntowanych oddziałów Tutsi, czy też należeli do grupy dezerterów z różnych zbrojnych grup noszących dready, nazywających się Rasta i znanych ze szczególnie brutalnego traktowania swych ofiar.Ludzie pułkownika Ngarambe z Demokratycznych Sił Wyzwolenia Rwandy rekrutują się z armii i milicji, które uciekły do Konga po dokonaniu w 1994 roku masakry Tutsi w Rwandzie. Obrońcy praw człowieka uważają ich za jednych z najgorszych przestępców jeśli chodzi o napaści na kobiety. W ostatnich dziesięciu latach konfliktu zgwałcili setki tysięcy z nich.Przemoc seksualna ma terroryzować i karać mieszkańców Konga popierających "niewłaściwą stronę" konfliktu. Jest ona tutaj tak rozpowszechniona, że organizacja Lekarze bez Granic twierdzi, iż 75 procent wszystkich przypadków gwałtu, z jakimi ma do czynienia na całym świecie, zdarza się we wschodnim Kongu. Na drugim miejscu, daleko za nim, jest Darfur.– Nie ma porównania między tymi dwoma miejscami – mówi Agustin Augier, który wcześniej pracował w Darfurze, a obecnie kieruje szpitalem w Rutshuru. – Tam wielu ludzi przebywa w obozach, ale tu jest znacznie bardziej niebezpiecznie.Liczba ofiar gwałtu szukających opieki medycznej rośnie, ponieważ konflikt, który już spowodował śmierć 4 milionów ludzi, rozpala się na nowo.Obrońcy praw człowieka twierdzą, że masowe gwałty to zjawiska powszechne w tym regionie. Towarzyszą im barbarzyńskie tortury, bicie ofiar pałkami, kaleczenie nożami, napaści z bronią. Wiele młodych kobiet zostało zmuszonych do seksualnego niewolnictwa.

więcej>>>

środa, 5 grudnia 2007

Przełom w badaniach nad komórkami macierzystymi

środa, 5 grudnia 2007 0


Autor tekstu: PZ Myers

Niedawne odkrycie w badaniach nad komórkami macierzystymi jest niemałym wydarzeniem: badacze doszli do tego, jak przeprogramować dorosłą komórkę, by doprowadzić ją do stanu niemal nie do odróżnienia od zarodkowych, pluripotencjalnych komórek macierzystych. Jest to bardzo znacząca nowość, obiecująca przyspieszenie tempa badań w tej dziedzinie.

Problem zawsze polegał na tym, że komórki istnieją w odrębnych stanach. Na przykład komórka skóry ma uaktywniony jeden zestaw genów, niezbędny dla jej specyficznej funkcji, a inne zestawy genów są wyłączone. Zwykłe pobranie DNA z komórki skóry i wprowadzenie go do komórki jajowej niekoniecznie stworzy funkcjonalną komórkę jajową, ponieważ geny niezbędne dla komórki jajowej mogą być wyłączone w DNA komórki skóry, a nie wiemy jak je włączyć. Proces transferu jądra komórki somatycznej jest z tego powodu próbą robioną po omacku z bardzo wysokim procentem niepowodzeń — zasadniczo naukowcy próbują doprowadzić do właściwej konfiguracji włączonych genów dając jądru solidnego kopniaka i mając nadzieję, że coś w komórkach spowoduje rekonfigurację wzorca aktywacji genu w coś odpowiedniego.

Odkrycie Takahashiego i jego kolegów ujawniło jak wybiórczo włączać właściwy wzorzec genów na pluripotentne komórki macierzyste. Odkryli przycisk ponownego uruchamiania komórek ssaków, prosty włącznik, który wprowadza komórkę we właściwy stan, by mogła stać się dowolną komórką.

Ten przycisk ponownego uruchamiania składa się z czterech genów: Oct3/4, Sox2, Klf4 i c-Myc oraz specjalnego środowiska pozakomórkowego. Te geny są czynnikami transkrypcyjnymi, genami, które regulują ekspresję innych genów i podejrzewano, że są ważne, ponieważ — między innymi — są wyrażane w zróżnicowany sposób w normalnych zarodkowych komórkach macierzystych, czego byśmy nie wiedzieli, gdyby ludzie nie prowadzili badań nad zarodkowymi komórkami macierzystymi. Sądzi się, że geny c-Myc i Klf4 modyfikują chromatynę, zmieniając wzór metylacji DNA i modyfikacji histonowej, umożliwiając Oct3/4 i Sox2 wejście i związanie się z określonymi genami docelowymi. Te kilka genów, działając razem, wywołują cały szereg dalszych wydarzeń genetycznych, które przełączają komórkę w stan pluripotencjalny.

Rezultaty sprawdzano na kilka sposobów. Podobną procedurę zastosowano do myszy, by stworzyć całe zarodki mysie, które następnie rozwinęły się w dorosłe myszy, demonstrując w ten sposób totipotencję. Ludzkie indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste poddano całej baterii prób i pokazują one ekspresję genów podobną do tej w prawdziwych zarodkowych komórkach macierzystych. Ponadto całe kolonie tych indukowanych komórek macierzystych wstrzyknięto myszom, gdzie tworzyły guzy — teratomy, nowotwory wielotkankowe, które różnicują się w szereg różnych typów tkanek (ale źle zorganizowanych — nie tworzą maleńkich ludzkich niemowląt wewnątrz myszy, a tylko porozrzucane kawałki). Tworzą się tkanki jelitowe, skóra, chrząstka i nerwy, jak widać na ilustracji poniżej, demonstrując pluripotencję tych komórek macierzystych.

więcej>>>

Warto przeczytać również to:

Gdy komórki zaczynają od nowa

niedziela, 2 grudnia 2007

Wielki Głód

niedziela, 2 grudnia 2007 0
Robert Kuśnierz


Była to jedna z największych tragedii Europy XX w. i najpotworniejszych zbrodni komunizmu.

W wyniku bolszewickiej kolektywizacji rolnictwa, rozkułaczania chłopów, a także bezlitosnych rekwizycji zboża, w latach 1932–1933 zmarło na Ukrainie co najmniej 3 mln osób.

Głód na urodzajnych ziemiach Ukrainy był całkowicie sztuczny, nie nastąpił w wyniku jakiegoś kataklizmu; był konsekwencją działań komunistów. Ludzie zaczęli głodować w zimie 1931–1932 r., apogeum nastąpiło wiosną 1933 r. Rolnicy umierali lub uciekali do miast, gdzie żywność można było kupić w specjalnych sklepach, torgsinach, za walutę, złoto, srebro lub inne kosztowności. Dla państwa określającego się mianem kraju robotników i chłopów torgsiny okazały się doskonałym interesem. Dwa torgsiny w Charkowie w okresie od stycznia do lutego 1932 r. przyjęły od ludzi 374 kg złota o wartości 294 tys. rubli. W miarę nasilania się głodu powstawało ich coraz więcej. W styczniu 1932 r. takie sklepy były w ośmiu ukraińskich miastach, w maju 1932 r. było ich już 26, a jesienią – 50 w 36 miastach. Liczba torgsinów zwiększyła się do 263 w najbardziej głodnym 1933 r.

Władze stalinowskie, by poradzić sobie z masowym opuszczaniem wsi przez chłopów, 27 grudnia 1932 r. wprowadziły paszporty wewnętrzne (dowody osobiste). Nikt, kto nie posiadał takiego dokumentu, nie mógł przebywać poza miejscem zamieszkania. Ale ludność wiejska, poza nielicznymi wyjątkami, nie miała w ogóle prawa do paszportów, co za tym idzie, nie mogła opuszczać wsi. Stan taki utrzymał się aż do 1974 r. Restrykcje te oczywiście nie mogły całkowicie zatrzymać głodujących chłopów na wsi. Jednak bardzo niewielki odsetek tych, którzy przedostali się nielegalnie do miast, mógł poprawić swój los. Nie mogąc znaleźć pracy lub kupić albo ewentualnie wyżebrać trochę chleba, rolnicy umierali na ulicach Charkowa, Kijowa, Dniepropietrowska, Połtawy, Winnicy, Humania i innych większych miast Ukrainy.


więcej >>>

sobota, 1 grudnia 2007

Blog jako narzędzie marketingu

sobota, 1 grudnia 2007 0



Tomasz Borkowski
W ciągu kilku lat blogi stały się popularnym i czytanym przez coraz większe grupy odbiorców medium wymiany poglądów. Tylko z pozoru przypominają swoich protoplastów, archaiczne pamiętniki. Dziś, dzięki internetowi, przepływ informacji następuje w każdą stronę, wymieniają zdania i autorzy blogów, i ich czytelnicy.

Subiektywne opinie przestają być prywatne. Większość blogerów to wprawdzie ludzie znani początkowo tylko wąskim kręgom znajomych, acz potrafiący zdobyć niemałą popularność. Inną kategorię stanowią ludzie znani ipopularni wcześniej - ich blogi niejako z definicji interesują szersze grono czytelników. Jeśli zaś mamy do czynienia z blogiem eksperta, jego zdanie wyrażone w blogu może zaważyć na decyzjach innych ludzi. Szczególnie duże znaczenie może to mieć w dziedzinie ekonomii - czyż opinie autorytetów nie będą tutaj warte wymiernych pieniędzy? Zdanie eksperta może zaważyć na cudzych decyzjach biznesowych. Trafność przewidywań i ocen zaś może budować nie tylko zdanie odbiorców o samym ich autorze, ale także o instytucji, z którą jest związany. Niedaleko już stąd do świadomych prób wpływania firmy - za pośrednictwem pracownika "z nazwiskiem" - na wybory potencjalnych czy obecnych klientów. To szansa na darmową reklamę, cichy PR - i to realizowany w sposób rzadko budzący podejrzenia o manipulację.

więcej >>>
 
◄Design by Pocket Distributed by Deluxe Templates